Tajwan & Filipiny

21-22.02 – Wtorek-środa

Dzień zaczęliśmy od lokalnego śniadania w hotelu. Były tam niecodzienne dla nas specjały, jak choćby pikle, marynowane tofu, zupa miso, czy mielone mięso w sosie oraz bułeczki na parze. Czuć było, że produkty nie były pierwszej jakości, ale ciekawie było spróbować czegoś innego niż na codzień. Pogoda zapowiadała się na raczej deszczową tego dnia, zmodyfikowaliśmy więc nasze plany i zrezygnowaliśmy z czasochłonnego trekkingu na wulkan w Parku Narodowym Yangmingshan. Po powrocie z Wu Lai do centrum Tajpej zdecydowaliśmy, że wejdziemy na wzgórze Elephant Hill, z którego roztacza się panorama miasta z widokiem na wieżę Taipei 101, a także pobliskie wzniesienia. Maszerowaliśmy w lekkiej mżawce wąską ścieżką wśród pięknej roślinności rodem z naszych kwiaciarni. Jak się wkrótce okazało był to mocno alternatywny szlak – standardowo na Elephant Hill prowadzą proste, murowane schody 😉 Ze wzgórza słynny wieżowiec prezentował się okazale, ale z uwagi na spowite chmurami niebo i mocno zamglone powietrze widoczność była na tyle mizerna, że odpuściliśmy pozbawiony sensu wjazd na taras widokowy Taipei 101.

Nie omieszkaliśmy jednak zajrzeć do środka nie tak dawno jeszcze najwyższego budynku świata i odwiedzić mieszczący się na piętrze -1 food court. Było zaskakująco pysznie i niedrogo! Spróbowaliśmy pieczonego kurczaka w sieci hawkerów zdobywcy gwiazdki Michelin w Singapurze – Chana, a także wiele innych smakołyków: kalmary, zupy miso, smarzoną karkówkę w panko – mega wyżerka!

Potem rozpadało się na dobre, przeszliśmy część drogi pieszo, a następnie autobusem miejskim z włączającą się raz po raz komiczną melodyjką, brzmiącą jak monoficzne jingle z gierek z przełomu lat 80/90. W międzyczasie przestało padać i dotarliśmy na night market Ningxia niedaleko naszego hotelu. Pomimo autentycznego, ulicznego charakteru, byliśmy zaskoczeni poziomem higieny tego miejsca. Wszystko na bieżąco sprzątane, dezynfekowane, brak rozrzuconych śmieci dookoła – brawo! Jak na zaprezentowanych zdjęciach widać wybór był spory, my skusiliśmy się między innymi na pierożki z wieprzowiną na parze, ziemniaczane smażone kulki oraz oczywiście słynne tajwańskie stinky tofu. Już z dala od stoiska czuć było jego baardzo specyficzny aromat. Próbowane przez nas w wersji deep-fried w smaku było jednak znacznie mniej intensywne niż sugerowałby zapach.
Ciężko też określić dokładnie smak, ale mógł przywodzić na myśl nuty kiszonek i pleśniowego sera.

Następnego dnia rano przyszedł czas na pożegnanie z Tajpej! Tego dnia wyszło słońce i bardzo się ociepliło. Udaliśmy się do kawiarni typu speciality z bardzo dobrymi opiniami na wyborną kawkę, kupiliśmy ostatnie pamiątki, przeszliśmy się bulwarem nad rzeką Tamsui (gdzie naszą uwagę przykuła pewna pani o wątpliwych możliwościach wokalnych, bardzo ambitnie i donośnie oddająca się porannemu karaoke w blaszanym baraku na powietrzu (?!) O 11 rano…).

Wróciliśmy do hotelu dopakowaliśmy i rozpoczęliśmy podróż na wyspę Palawan na Filipnach. Ok. 21 byliśmy na miejscu w Puerto Princesa. Przywitało nas ciepłe, miękkie powietrze oraz gwar i hałas wszechobecnych motorynek i trycykli… Wywczasy czas zacząć! 😀

Leave a Reply

Your email address will not be published.