Gorak Shep – Pangboche – Namche – Lukla / 54km w 3 dni.

Powrót!
Po zdobyciu Mount Everest Base Camp opadliśmy z sił, a pogoda nie zachęcała do rozszerzania naszej wędrówki. Byliśmy zmęczeni codziennym dogrzewaniem się, noszeniem plecaków i rannym wstawaniem. Zdecydowaliśmy się na jak najszybsze zejście w dół. Z mroźnego i mglistego Gorakshep wyruszyliśmy 8 maja tuż po śniadaniu. W planach mieliśmy pierwotnie dojść maksymalnie do Pheriche. Z każdym metrem wytracania wysokości dostawaliśmy jednak takiego kopa, że doszliśmy do Pangboche mając tego dnia w nogach 20 km! Wieczorem wiedzieliśmy już, że chcemy się spiąć i dotrzeć do Lukli jak najszybciej, dlatego przebookowaliśmy bilety. W Pangboche zatrzymaliśmy się w nowej lodży, w której wieczór umilała nam przeurocza i bardzo kontaktowa córeczka właścicielki. Dowiedzieliśmy się, że uczęszcza do szkoły w Namche z internatem, gdzie poza feriami mieszka cały rok bez swoich najbliższych. Jedliśmy tam też przepyszne pierożki momo!

Następnego dnia wyruszyliśmy do Namche Bazaar. Było sporo podejść (ponad 700m!), które dały nam nieco popalić. Udaliśmy się do wcześniej polecanej nam lodży Nirvana. Wyglądała schludnie i na tle innych noclegowni całkiem efektownie, trochę jak europejski 2-gwiazdkowy hotel. I tutaj czekał nas jeden z większych hitów wyjazdu! Jedząc lunch załapaliśmy się na spotkanie z ostatnim żyjącym uczestnikiem pierwszej zakończonej sukcesem wyprawy na Mount Everest w 1953 roku – Kanchha Sherpą! Człowiek-legenda, który bezpośrednio przyczynił się do historycznego wyczynu Hillary’ego i Tenzinga, siedział obok nas i odpowiadał na pytania uczestników spotkania. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek! Zrobiliśmy sobie z nim pamiątkowe zdjęcie i kupiliśmy książkę, która opowiada historię życia Kanchhy i pierwszych himalajskich wypraw. Kanchha okazał się być dziadkiem Szerpy prowadzącego lodżę, w której panowała bardzo miła, rodzinna atmosfera. Wieczorem spróbowaliśmy mięsa jaka w chilli! Smakowało bardzo podobnie do wołowiny.

Rankiem dowiedzieliśmy się jak powinno przygotowywać się poprawnie tsampa porridge – mąkę jęczmienną zmieszaną z wodą, masłem i cukrem. Jest to popularna propozycja śniadaniowa w Himalajach (był to główny posiłek himalaistów podczas wyprawy w 1953). Według nas całkiem smaczna i baardzo pożywna :). Ostatni dzień przywitał nas mgłą, całe szczęście nie padało i była to idealna pogoda na nasz kolejny dwudziestokilometrowy spacer… Tego dnia też czekały nas liczne podejścia. Wszystkie widoki, które podziwialiśmy podczas wchodzenia były spowite mgłą, dlatego nie żałowaliśmy nawet przez chwilę, że przyspieszyliśmy schodzenie. Po drodze spróbowaliśmy też lokalnych energetycznych przekąsek – smażonych w głębokim tłuszczu pączko-churrosów, które udało nam się dostać jeszcze ciepłe.

Po ośmiu godzinach dotarliśmy do Lukli… Ku naszemu zaskoczeniu bardzo trudno było znaleźć przyzwoitą lodżę! Wszystkie miejsca to dość drogie, zawilgocone nory o bardzo niskim standardzie… W końcu, zaledwie 200 rupii więcej, znaleźliśmy zakwaterowanie w Hiker’s Inn – pensjonacie przypominającym standardem prosty hotel. Mieliśmy nawet swoją łazienkę! Kuchnia też nas nie zawiodła.

Następnego dnia wstaliśmy już o 4:45, aby zdążyć na samolot. Lecąc czekało nas prawdziwe pożegnanie z Himalajami. Z okna samolotu roztaczał się cudowny widok na himalajską panoramę na tle błękitnego nieba. Tu zakończyła się nasza przygoda wysokogórska, a rozpoczęła nowy rozdział, już niżej, w Katmandu- o czym więcej w kolejnych wpisach 🙂

Mroźny, a nawet nieco śnieżny poranek w Gorak Shep
Zejście do Thukli
Nasza mała koleżanka w Pangboche 🙂
Żółte rododendrony
Spowita chmurami droga z Tengboche
Kanchha Sherpa!
Yak chilly
Tsampa porridge zrób-to-sam!
Tybetańskie wypieki
Finisz 12-dniowego marszu! Docieramy do Lukli!
Poranek w Lukli
Pożegnanie z Himalajami!

Leave a Reply

Your email address will not be published.