Tajwan&Filipiny

19.02 niedziela
Przelot do Taipei

Po 36 godzinach dotarliśmy do hotelu. Tym razem transfery nas nie oszczędzały, wszędzie przejście przez Security, spore kolejki, ledwo był czas żeby coś przekąsić. Udało się ucinać krótkie drzemki, ale końcówka podróży dala się we znaki.
Całe szczęście mieliśmy chwilę, aby spróbować filipińskich przysmaków w trakcie oczekiwania na lot do Taipei. Przypomnieliśmy sobie jak przyjemnie płaci się rachunki w Azji ;). Cała uczta załączona na zdjęciu w lotniskowym barze kosztowała nas ok. 35 zł :D.

Potem chwila oczekiwania drzemka i ostatni lot…

Zmęczeni dotarliśmy do hotelu i mogliśmy rozkosznie w pozycji leżącej udać się do upragnionej krainy snu :).
Po 7 godzinach snu wyruszyliśmy na podbój Taipei!

Na śniadanie zatrzymaliśmy się w  kawiarni o szwedzkobrzmiącej nazwie fikafika, gdzie napiliśmy się doskonałej kawy i zjedliśmy biszkopt z matchą. Świetne miejsce, nie tylko nordyckie z nazwy, ale jakość i potraktowanie produktu była jak z iście szwedzkiej kawiarni.

Pierwsze odczucia to połączenie charakterystycznego klimatu azjatyckich miast, pełnej zieleni miejskiej dżungli oraz czystości i porządku niemal rodem z Singapuru oraz, co nieco zabawne, przywodzących na myśl skandynawię upodobania do rodzinnego piknikowania w parkach, licznych kawiarni typu scandi, czy popularnej tu jazdy na rowerze (w całym centrum nie spotkaliśmy w zasadzie miejsca bez ścieżki rowerowej, wszędzie mnóstwo stojaków na rowery oraz stacji rowerów miejskich).

Kulinarnie dzień okazał się fenomenalny i Tajwan ląduje w naszej gastro topce światowej

  1. Pierożki xiaolongbao ze słynnej restauracji Din Tai Fung nagradzanej wielolkrotnie rekomendacją Michelin.  Bardzo delikatne, cieniutkie i doskonale sprężyste ciasto oraz świetnie dobrane składniki. Próbwaliśmy nadzienie wieprzowego i krewetkowego – pychota! Zdecydowaliśmy się na opcję na wynos, ponieważ czas oczekiwania na stolik szacowany był na… niemal 2.5h!
  1. Lody wyglądające jak Buka :D. Niesamowicie lekka, przypominająca chmurkę struktura z toppingami typu żelki z ryżu i tapioki. Porcja ogromna, ale podołaliśmy :D.
  1. Wyrabiane na bieżąco słynne japońskie mochi z ciasta ryżowego. Spróbowaliśmy dwóch smaków z czerwoną fasola i herbatą oraz z sezamem i orzeszkami. Ciekawy deser, delikatnie wytrawny.
  1. I kulinarny hit dnia czyli bbq all you can eat :D. Ciężko było się dogadać i zrozumieć o co chodzi, ale gdy udało się ogarnąć byliśmy mega zadowoleni i najedzeni. Mięsko przynoszono do samodzielnego grillowania, a resztę dodatków można było dobierać :). Kimichi, warzywa, owoce morza, ryż, curry,  napoje, lody… ojjj czego tam nie było. Na całą ucztę mieliśmy 2 godziny. Równo się zmieściliśmy w czasie.

Odwiedzone punkty.

  1. Park Daan gdzie mieszkańcy cieszyli się niedzielnym popołudniem. Urocze miejsce pełne zieleni i bogatej infrastuktury dla rodzin z dziećmi niczym z australijskiego parku.
  1. Memoriał Czang Kai Szeka – wzniesiony w latach 70-tych  robił wrażenie swoim rozmachem. Przed nim duży plac z filharmonią i teatrem narodowym oraz Łukiem Wolności.
  1. Lokalna świątynia taoistyczna. Jak zwykle pełna kolorów i zapachu kadzideł.

2. Ximen – gwarna i tętniąca życiem dzielnica z kilkoma deptakami pełna restauracji, kawiarni, sklepów i lokalnych atrakcji – jak chociażby fotobudki, czy automaty z pluszakami 🙂

Po zrobieniu ponad 25 km… wróciliśmy do hotelu :).

Póki co Tajwan przerósł nasze oczekiwania!

Leave a Reply

Your email address will not be published.